Park miejski

Kari-chan

- Nie pamiętam nawet dobrze...
<wzruszyła ramionami>
- Jak ma się dwóch braci to uczy się wielu rzeczy...
<zmrużyła oczy i zamachnęłą się. Kamyk wykonał na wodzie cztery "kaczki">

Ray

<Uśmiechnął się rzucając swoim kamykiem który odbił się od wody pięć razy.>
-Chyba wyszłem z wprawy...
<Powiedział pogodnym głosem.>
-Fajnie, że masz jakieś rodzeństwo.

Kari-chan

- Gdybyś ich znał to byś się nie cieszył. To dwa diabły wicielone
<mruknęła pod nosem szukając kolejnego kamienia>
- a ty masz rodzeństwo?

Ray

-Niestety nie.
<Powiedział cicho zapatrzony w samotną kaczkę pływającą nieopodal nich.>
-Biedna kaczka...

Kari-chan

- Co z nią nie tak?
<zapytała patrząc na nią uważnie>

Ray

-No, w sumie nic.
<Powiedział zerkając na Kari.>
-Tylko, że jest taka samotna.
<Dodał ciszej.>

Kari-chan

- Jak ja..
<szepnęła bardzo cichutko, tak, żeby Ray nie usłyszał. Schyliła się po kolejny kamień> [/i]

Ray

-Kari?
<Wstał podchodząc do dziewczyny.>
-Mówiłaś coś?

Kari-chan

- Mówiłam
<szpneła odwracając głowę>
- ale to nic istotnego.

____________
będę za kilka minut;)

Ray

<Westchnął cicho. Wyjął z jej ręki kamyk rzucając go na ziemię.>
-Kari...
<Powiedział cicho obejmując ją i przytulając po przyjacielsku.>

Kari-chan

Ech...
<westchnęła troche bezradnie i przytuliła się do niego>

Ray

-No przestańże i tu wzdychać.
<odsunął ją delikatnie od siebie i uśmiechnął się patrząc jej w oczy.>
-Trzeba być silnym.

Kari-chan

- Wiem o tym
<szepnęła poważnie>
- To było głupie...
<odwróciła się do niego plecami>

Ray

-Przepraszam...
<Powiedział smutnym głosem. Odwrócił się w stronę jeziora. Przez moment stał, a potem usiadł patrząc na tę samą kaczkę.>

Kari-chan

- Miałam na myśli siebie
<usmiechneła się leciutko sama do siebie>